Zhangjiakou, 05.02.2022 r.
Igrzyska
Olimpijskie były spełnieniem marzeń dla każdego sportowca. W
formie, czy bez dyspozycji, która pozwalałaby na zdobycie medalu,
wciąż były celem, do którego dążyliśmy od małego. Wszystkie
treningi, wyrzeczenia, siniaki na ciele, hektolitry potu oraz
wylanych łez… Wszystko sprowadzało się do jednego. Dla jednych
droga na Olimpiadę była prosta, usłana różami, dla drugich była
kręta oraz pełna niepowodzeń, ale koniec końców była taka sama.
Bo prowadziła do chwały, do dumy, do medali. Tegoroczne Igrzyska
były inne. Pełne nerwów, stresów, oczekiwania i napięcia.
Niektórym marzenia o olimpijskim medalu zabrano już na lotnisku. To
był pierwszy sprawdzian. Pandemia, przeklęty wirus oraz ciągle
powtarzające się testy. W pewnym momencie stawało się to nie do
zniesienia. Bo nie tak to miało wyglądać. Mieliśmy być
podekscytowani czekającą nas rywalizacją, a byliśmy
przestraszeni, drżeliśmy o wyniki. Ciężka praca mogła zostać
przekreślona w ułamku sekundy. Tak było w przypadku
Forfanga, który musiał przełknąć gorycz porażki. Który musiał
pozostać w kraju, bo chore testy uniemożliwiły mu start na
imprezie, o której marzył od dziecka. Daniel… Nie było go tutaj
z nami, walczył z czasem, miał do nas dołączyć dopiero na dużej
skoczni. Przepisy oraz zmieniające się ciągle zasady były
niejasne, siały niepokój. Stres towarzyszył nam na każdym kroku.
Nie mogliśmy skupić się na myśleniu o konkursach. Ciągle
poddawali nas testom. Na lotnisku nam się udało, dostaliśmy
przepustkę do dalszej drogi, ale w wiosce olimpijskiej rozgrywało
się piekło. To miał być nasz czas, tak cenny. To miała być
zabawa. Ale to była męka. Słyszeliśmy, co przytrafiało się
innym sportowcom. Niepewny udział w konkursie, oczekiwanie do
ostatniej chwili… Kłębiące się myśli w głowie. Paranoja.
Nasza ekipa trzymała się razem, za bardzo nie mogliśmy przebywać
w towarzystwie innych. Dla bezpieczeństwa, jak ciągle nam
powtarzano. Dziś miał odbyć się pierwszy konkurs na małej
skoczni, a ja marzyłam jedynie o powrocie do domu. Wiedziałam, że
nie zapamiętam tych Igrzysk, jakbym chciała. To był cyrk, a nie
najważniejsza impreza czterolecia. Czy ktoś mógł nas tam
wspierać? Nie miałam pojęcia. Nikt nas w to nie wtajemniczył, a
my nie wnikałyśmy. Im mniej wiedziałyśmy, tym lepiej dla nas.
Dzieliłam pokój z Theą, za co byłam dozgonnie wdzięczna. Moje
relacje z Silje praktycznie nie istniały. Nie odzywałyśmy
się do siebie na treningach, na wspólnych spotkaniach zwracałyśmy
się do siebie półsłówkami. Wszyscy to zauważyli, ale nikt o nic
nie pytał. Ja, Marius, Fredrik i Silje. To nie mogło się udać.
Katastrofa wisiała w powietrzu, czekała tylko na odpowiedni moment,
by zaatakować. By nas zdeptać i napluć nam w twarz.
Zhangjiakou,
06.02.2022 r.
Piąte
miejsce w debiucie olimpijskim nie brzmiało źle. Byłam z siebie
dumna! I o jedno miejsce lepsza od Silje, co napawało mnie
irracjonalną radością. Dziewczyna była wściekła, bo była jedną
z faworytek, ale zweryfikowała ją skocznia. Chodziła zła i
czepiała się o wszystko. Od wczoraj, powoli każdy miał jej dość.
Jej humorki nie były nikomu potrzebne. Trener przywołał ją do
porządku mówiąc o poniedziałkowej rywalizacji drużyn mieszanych.
Mieliśmy szansę na medal, a on nie mógł dopuścić, by Silje ją
zaprzepaściła. To że dostała reprymendę dodatkowo poprawiło mój
nastrój.
–
Chciałbym dostać szansę na dużej
skoczni – westchnął stojący obok mnie Fredrik. Spojrzałam na
niego z bólem. Jechał tutaj jako rezerwowy i doskonale o tym
wiedział, lecz nikt nie zabronił mu marzyć o występie. Bardzo
chciałam, aby w końcu uwierzył w siebie i swoje możliwości.
Bo je miał, tylko jeszcze nie do końca umiał je pokazać.
–
Może przekonasz trenera treningami –
powiedziałam uśmiechając się do niego. Silje na moje słowa
prychnęła kpiąco. Przewróciłam oczami, czym lekko rozbawiłam
skoczka. Wiedziałam, że powiedziała mu o moim pocałunku z
Mariusem. Wiedziałam, że jej nie uwierzył. Bo mi ufał. A ja nie
zasługiwałam na jego zaufanie i nie zasługiwałam na niego. Gryzły
mnie wyrzuty sumienia, ale nie byłam gotowa na wyznanie mu prawdy.
To nie był odpowiedni czas, ani miejsce. Bałam się go stracić.
Nie chciałam go stracić, ale nie mogłam dłużej oszukiwać
swojego serca. Moje serce chciało Mariusa. A Marius miał Helene. Z
tej sytuacji nie było dobrego wyjścia. Tak naprawdę nie było
żadnego.
–
Jesteś jedną z moich największych
motywacji, wiesz o tym? – zapytał przytulając mnie. Oparłam
głowę na jego ramieniu delektując się znajomym zapachem. Jak
mogłam go tak krzywdzić? Byłam okropnie pogubiona. Nie miałam
nikogo, kto wskazałby mi odpowiednią drogę. Byłam zdana jedynie
na siebie, na swoją intuicję i na uczucia. Silje odeszła od nas do
Anny i Thei. Przyjęłam to ulgą. Miałam dość jej toksycznego
zachowania.
–
Wiem – potwierdziłam.
–
Naprawdę… Nie wiem, co bym bez ciebie
zrobił! – oznajmił szczerze. – Iselin, ja…
–
Teraz Marius! – krzyknęłam szybko
zmieniając temat. Fredrik zmarkotniał, a ja wbiłam spojrzenie w
lecącego skoczka. Szesnasta pozycja po pierwszej serii była
wypadkiem przy pracy. Ostatecznie uplasował się na siódmej
pozycji, co przyjęłam z ulgą. Miał moc, był w formie i
wiedziałam, że na dużej skoczni jest w stanie powalczyć o złoto.
Mogłam go nienawidzić, ale byłam z niego dumna. Ja byłam dumna z
Mariusa. Świat oszalał. Ja oszalałam.
Zhangjiakou,
07.02.2022 r.
Pierwszy
historyczny konkurs drużyn mieszanych na Igrzyskach Olimpijskich w
Pekinie miał być wydarzeniem bez precedensu. Stał się nim, ale z
zupełnie innych powodów. Po pierwszej serii nasza drużyna
zajmowała drugie miejsce, za Słowenią, a przed Rosyjskim Komitetem
Olimpijskim. Nie mogliśmy wypuścić z rąk tego medalu. Nie
mogliśmy i nie chcieliśmy. Każdy z nas dał z siebie wszystko,
Silje, Marius, ja i Robert. Reszta dopingowała nas spod skoczni,
gdzie działy się cyrki. Początkowo nie mogliśmy uwierzyć, gdy
doszły nas słuchy o dyskwalifikacjach czołowych zawodniczek z
Japonii, Austrii i Niemiec. Ale to była prawda. Byliśmy
oszołomieni. To oczywiste, że ten szum nas dopadł. Pojawiły się
dodatkowe emocje i dodatkowy stres. Przed skokiem Roberta wszystko
było już jasne. Medal przepadł. Wszystko przepadło.
Dyskwalifikacja Silje. Koniec marzeń. Koniec wszystkiego. Płakała
skulona w otoczeniu Anny i Thei. Ja byłam wściekła.
–
Co ty najlepszego zrobiłaś?! –
zaatakowałam ją. – Do cholery jasnej, Silje! To twoja wina! –
Nie zważałam na nic. Chciałam zadać jej ból. Chciałam ją
dobić.
–
Jak możesz mnie o to obwiniać, Iselin?!
Równie dobrze mogło paść na ciebie!
–
Ale nie padło! Zaprzepaściłaś
wszystko, Silje! Nasze plany i marzenia… Jak mogłaś być taka
nieodpowiedzialna?! Myślałaś, że skoro to Igrzyska, to
kontrolerzy przymkną oko na jakiekolwiek zmiany?! – krzyczałam.
Płakałam z wściekłości.
–
Iselin, uspokój się. Nerwy nie są
tutaj nikomu potrzebne. Drużyna musi być w tym razem… To nie jest
wina Silje – kojący głos Fredrika podziałał na mnie jak płachta
na byka.
–
Bierzesz jej stronę?! Świetnie! –
zironizowałam bliska szału. – Pocieszaj ją w takim razie!
Obejmij, przytul, zrób cokolwiek! Jestem pewna, że marzy tylko o
tym!
–
Iselin… To nie jest czas na takie
akcje! – zdenerwował się. – Nie biorę żadnej strony, po
prostu…
–
Nie tłumacz się! Myślałam, że jesteś
ze mną, ale najwidoczniej się pomyliłam. Daj mi spokój, nie chcę
cię widzieć! – zareagowałam, gdy próbował złapać mnie za
rękę. Moje słowa o byciu razem go zaskoczyły. Zrobił zdziwioną
minę, ale nie naciskał. Uciekłam do busa. Nie mogłam się
uspokoić. Spadliśmy na ósme miejsce. To był koniec tych Igrzysk.
Emocje wzięły nade mną górę. Nienawidziłam Silje.
Atmosfera
w domku olimpijskim była ciężka i trudna. Czołowe nacje nie mogły
pogodzić się z ostatecznymi wynikami konkursu. Każdy na siebie
warczał, każdy schodził każdemu z drogi. Nie tak to miało
wyglądać. Sprawiedliwa rywalizacja zmieniła się w jakąś
koszmarną loterię, na której skorzystały inne drużyny. Byłam
załamana, smutna i w dalszym ciągu wściekła. Spotkanie z
trenerami również nie przebiegło po mojej myśli. Silje dostała
ogrom wsparcia, była ofiarą. Idealnie pasowała do tej roli.
Biedna, pokrzywdzona. To ja oberwałam od trenera, gdy usłyszał o
moim napadzie w trakcie konkursu. Powiedział, że jesteśmy w tym
razem i powinniśmy brać swoją stronę, a nie nawzajem się
obwiniać. Miałam serdecznie dość. Fredrik siedział obok Silje,
co zirytowało mnie do granic możliwości. To mnie powinien
pocieszać, nie ją! To mnie powinien obejmować, a nie ją! Obok
niego Silje była zrelaksowana. Zdenerwowanie ją opuściło. Nie
mogłam na nich patrzeć. Wyszłam z salki na świeże powietrze.
Dopiero tutaj mogłam odetchnąć. Kucnęłam przy ścianie. Byłam
sama ze swoimi myślami i emocjami. A chciałam przestać myśleć.
Chciałam nic nie czuć. Byłam otępiona.
–
Iselin… – drgnęłam słysząc
znajomy głos. Zamknęłam oczy. Skoczek usiadł przy mnie. –
Spójrz na mnie – Poprosił. Odwróciłam ku niemu twarz. Z
czułością starł łzy z mojego zziębniętego policzka.
–
Po prostu mnie przytul, Marius –
wyszeptałam. Zrobił to bez wahania. To w jego ramionach było moje
miejsce.
***
Witam!
Marius, czy Fredrik, Fredrik, czy Marius? ^^
To prawda, że te Igrzyska były jednymi z najcięższych jeśli chodzi o stronę mentalną. Jestem święcie przekonana, że wielu sportowców przegrało rywalizację we własnych głowach choć w normalnych warunkach mogliby bez problemu sięgnąć po medale. Przepisy często nie miały sensu mieszając im w głowach i zmuszając do myślenia o czymś innym niż pełne skupienie. Do ogromnych nerwów. Dlatego nie dziwię się, że w pewnym momencie Iselin po prostu wybuchnęła. Wszystkie negatywne emocje skumulowały się w niej i potrzebowały ujścia się z wielkim hukiem. Igrzyska, przepisy, Covid, Silje, Fredrik z Mariusem ... to zbyt dużo jak na jedną osobę. Potrzebowała wsparcia które nieoczekiwanie dał jej ten, którego sądziła, że nienawidzi, a okazało się, że pała do niego odmiennym choć tak samo mocnym uczuciem. Gdyby tylko było to proste ...
OdpowiedzUsuń