piątek, 24 marca 2023

Dziesiąty

 Zhangjiakou, 05.02.2022 r.


    Igrzyska Olimpijskie były spełnieniem marzeń dla każdego sportowca. W formie, czy bez dyspozycji, która pozwalałaby na zdobycie medalu, wciąż były celem, do którego dążyliśmy od małego. Wszystkie treningi, wyrzeczenia, siniaki na ciele, hektolitry potu oraz wylanych łez… Wszystko sprowadzało się do jednego. Dla jednych droga na Olimpiadę była prosta, usłana różami, dla drugich była kręta oraz pełna niepowodzeń, ale koniec końców była taka sama. Bo prowadziła do chwały, do dumy, do medali. Tegoroczne Igrzyska były inne. Pełne nerwów, stresów, oczekiwania i napięcia. Niektórym marzenia o olimpijskim medalu zabrano już na lotnisku. To był pierwszy sprawdzian. Pandemia, przeklęty wirus oraz ciągle powtarzające się testy. W pewnym momencie stawało się to nie do zniesienia. Bo nie tak to miało wyglądać. Mieliśmy być podekscytowani czekającą nas rywalizacją, 
a byliśmy przestraszeni, drżeliśmy o wyniki. Ciężka praca mogła zostać przekreślona w ułamku sekundy. Tak było w przypadku Forfanga, który musiał przełknąć gorycz porażki. Który musiał pozostać w kraju, bo chore testy uniemożliwiły mu start na imprezie, o której marzył od dziecka. Daniel… Nie było go tutaj z nami, walczył z czasem, miał do nas dołączyć dopiero na dużej skoczni. Przepisy oraz zmieniające się ciągle zasady były niejasne, siały niepokój. Stres towarzyszył nam na każdym kroku. Nie mogliśmy skupić się na myśleniu o konkursach. Ciągle poddawali nas testom. Na lotnisku nam się udało, dostaliśmy przepustkę do dalszej drogi, ale w wiosce olimpijskiej rozgrywało się piekło. To miał być nasz czas, tak cenny. To miała być zabawa. Ale to była męka. Słyszeliśmy, co przytrafiało się innym sportowcom. Niepewny udział w konkursie, oczekiwanie do ostatniej chwili… Kłębiące się myśli w głowie. Paranoja. Nasza ekipa trzymała się razem, za bardzo nie mogliśmy przebywać w towarzystwie innych. Dla bezpieczeństwa, jak ciągle nam powtarzano. Dziś miał odbyć się pierwszy konkurs na małej skoczni, a ja marzyłam jedynie o powrocie do domu. Wiedziałam, że nie zapamiętam tych Igrzysk, jakbym chciała. To był cyrk, a nie najważniejsza impreza czterolecia. Czy ktoś mógł nas tam wspierać? Nie miałam pojęcia. Nikt nas w to nie wtajemniczył, a my nie wnikałyśmy. Im mniej wiedziałyśmy, tym lepiej dla nas. Dzieliłam pokój z Theą, za co byłam dozgonnie wdzięczna. Moje relacje z Silje praktycznie nie istniały. Nie odzywałyśmy się do siebie na treningach, na wspólnych spotkaniach zwracałyśmy się do siebie półsłówkami. Wszyscy to zauważyli, ale nikt o nic nie pytał. Ja, Marius, Fredrik i Silje. To nie mogło się udać. Katastrofa wisiała w powietrzu, czekała tylko na odpowiedni moment, by zaatakować. By nas zdeptać i napluć nam w twarz.


Zhangjiakou, 06.02.2022 r.


    Piąte miejsce w debiucie olimpijskim nie brzmiało źle. Byłam z siebie dumna! I 
o jedno miejsce lepsza od Silje, co napawało mnie irracjonalną radością. Dziewczyna była wściekła, bo była jedną z faworytek, ale zweryfikowała ją skocznia. Chodziła zła i czepiała się o wszystko. Od wczoraj, powoli każdy miał jej dość. Jej humorki nie były nikomu potrzebne. Trener przywołał ją do porządku mówiąc o poniedziałkowej rywalizacji drużyn mieszanych. Mieliśmy szansę na medal, a on nie mógł dopuścić, by Silje ją zaprzepaściła. To że dostała reprymendę dodatkowo poprawiło mój nastrój.
Chciałbym dostać szansę na dużej skoczni – westchnął stojący obok mnie Fredrik. Spojrzałam na niego z bólem. Jechał tutaj jako rezerwowy i doskonale o tym wiedział, lecz nikt nie zabronił mu marzyć o występie. Bardzo chciałam, aby w końcu uwierzył w siebie i swoje możliwości. Bo je miał, tylko jeszcze nie do końca umiał je pokazać.
Może przekonasz trenera treningami – powiedziałam uśmiechając się do niego. Silje na moje słowa prychnęła kpiąco. Przewróciłam oczami, czym lekko rozbawiłam skoczka. Wiedziałam, że powiedziała mu o moim pocałunku z Mariusem. Wiedziałam, że jej nie uwierzył. Bo mi ufał. A ja nie zasługiwałam na jego zaufanie i nie zasługiwałam na niego. Gryzły mnie wyrzuty sumienia, ale nie byłam gotowa na wyznanie mu prawdy. To nie był odpowiedni czas, ani miejsce. Bałam się go stracić. Nie chciałam go stracić, ale nie mogłam dłużej oszukiwać swojego serca. Moje serce chciało Mariusa. A Marius miał Helene. Z tej sytuacji nie było dobrego wyjścia. Tak naprawdę nie było żadnego.
Jesteś jedną z moich największych motywacji, wiesz o tym? – zapytał przytulając mnie. Oparłam głowę na jego ramieniu delektując się znajomym zapachem. Jak mogłam go tak krzywdzić? Byłam okropnie pogubiona. Nie miałam nikogo, kto wskazałby mi odpowiednią drogę. Byłam zdana jedynie na siebie, na swoją intuicję i na uczucia. Silje odeszła od nas do Anny i Thei. Przyjęłam to ulgą. Miałam dość jej toksycznego zachowania.
Wiem – potwierdziłam.
Naprawdę… Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił! – oznajmił szczerze. – Iselin, ja…
Teraz Marius! – krzyknęłam szybko zmieniając temat. Fredrik zmarkotniał, a ja wbiłam spojrzenie w lecącego skoczka. Szesnasta pozycja po pierwszej serii była wypadkiem przy pracy. Ostatecznie uplasował się na siódmej pozycji, co przyjęłam z ulgą. Miał moc, był w formie i wiedziałam, że na dużej skoczni jest w stanie powalczyć o złoto. Mogłam go nienawidzić, ale byłam z niego dumna. Ja byłam dumna z Mariusa. Świat oszalał. Ja oszalałam.


Zhangjiakou, 07.02.2022 r.


    Pierwszy historyczny konkurs drużyn mieszanych na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie miał być wydarzeniem bez precedensu. Stał się nim, ale z zupełnie innych powodów. Po pierwszej serii nasza drużyna zajmowała drugie miejsce, za Słowenią, a przed Rosyjskim Komitetem Olimpijskim. Nie mogliśmy wypuścić z rąk tego medalu. Nie mogliśmy i nie chcieliśmy. Każdy z nas dał z siebie wszystko, Silje, Marius, ja i Robert. Reszta dopingowała nas spod skoczni, gdzie działy się cyrki. Początkowo nie mogliśmy uwierzyć, gdy doszły nas słuchy o dyskwalifikacjach czołowych zawodniczek z Japonii, Austrii i Niemiec. Ale to była prawda. Byliśmy oszołomieni. To oczywiste, że ten szum nas dopadł. Pojawiły się dodatkowe emocje i dodatkowy stres. Przed skokiem Roberta wszystko było już jasne. Medal przepadł. Wszystko przepadło. Dyskwalifikacja Silje. Koniec marzeń. Koniec wszystkiego. Płakała skulona w otoczeniu Anny i Thei. Ja byłam wściekła.
Co ty najlepszego zrobiłaś?! – zaatakowałam ją. – Do cholery jasnej, Silje! To twoja wina! – Nie zważałam na nic. Chciałam zadać jej ból. Chciałam ją dobić.
Jak możesz mnie o to obwiniać, Iselin?! Równie dobrze mogło paść na ciebie!
Ale nie padło! Zaprzepaściłaś wszystko, Silje! Nasze plany i marzenia… Jak mogłaś być taka nieodpowiedzialna?! Myślałaś, że skoro to Igrzyska, to kontrolerzy przymkną oko na jakiekolwiek zmiany?! – krzyczałam. Płakałam z wściekłości.
Iselin, uspokój się. Nerwy nie są tutaj nikomu potrzebne. Drużyna musi być w tym razem… To nie jest wina Silje – kojący głos Fredrika podziałał na mnie jak płachta na byka.
Bierzesz jej stronę?! Świetnie! – zironizowałam bliska szału. – Pocieszaj ją w takim razie! Obejmij, przytul, zrób cokolwiek! Jestem pewna, że marzy tylko o tym!
Iselin… To nie jest czas na takie akcje! – zdenerwował się. – Nie biorę żadnej strony, po prostu…
Nie tłumacz się! Myślałam, że jesteś ze mną, ale najwidoczniej się pomyliłam. Daj mi spokój, nie chcę cię widzieć! – zareagowałam, gdy próbował złapać mnie za rękę. Moje słowa o byciu razem go zaskoczyły. Zrobił zdziwioną minę, ale nie naciskał. Uciekłam do busa. Nie mogłam się uspokoić. Spadliśmy na ósme miejsce. To był koniec tych Igrzysk. Emocje wzięły nade mną górę. Nienawidziłam Silje.


    Atmosfera w domku olimpijskim była ciężka i trudna. Czołowe nacje nie mogły pogodzić się z ostatecznymi wynikami konkursu. Każdy na siebie warczał, każdy schodził każdemu z drogi. Nie tak to miało wyglądać. Sprawiedliwa rywalizacja zmieniła się w jakąś koszmarną loterię, na której skorzystały inne drużyny. Byłam załamana, smutna 
i w dalszym ciągu wściekła. Spotkanie z trenerami również nie przebiegło po mojej myśli. Silje dostała ogrom wsparcia, była ofiarą. Idealnie pasowała do tej roli. Biedna, pokrzywdzona. To ja oberwałam od trenera, gdy usłyszał o moim napadzie w trakcie konkursu. Powiedział, że jesteśmy w tym razem i powinniśmy brać swoją stronę, a nie nawzajem się obwiniać. Miałam serdecznie dość. Fredrik siedział obok Silje, co zirytowało mnie do granic możliwości. To mnie powinien pocieszać, nie ją! To mnie powinien obejmować, a nie ją! Obok niego Silje była zrelaksowana. Zdenerwowanie ją opuściło. Nie mogłam na nich patrzeć. Wyszłam z salki na świeże powietrze. Dopiero tutaj mogłam odetchnąć. Kucnęłam przy ścianie. Byłam sama ze swoimi myślami i emocjami. A chciałam przestać myśleć. Chciałam nic nie czuć. Byłam otępiona.
Iselin… – drgnęłam słysząc znajomy głos. Zamknęłam oczy. Skoczek usiadł przy mnie. – Spójrz na mnie – Poprosił. Odwróciłam ku niemu twarz. Z czułością starł łzy z mojego zziębniętego policzka.
Po prostu mnie przytul, Marius – wyszeptałam. Zrobił to bez wahania. To w jego ramionach było moje miejsce.


***

Witam!

Marius, czy Fredrik, Fredrik, czy Marius? ^^



Pozdrawiam ;*