Wszystko
zaczęło się od przypadku. To on wyznaczał ścieżki, kierował
nas na drogi, którymi wcale nie chcieliśmy podążać. Bawił się
nami od początku, drwił z naszych postanowień i dziecinnych
zachowań. Ludzie powiadają, że przypadki okazują się w życiu
najciekawsze, najlepsze. Ale czy na pewno? Ja tego nie chciałam. Nie
planowałam. Nie fantazjowałam, nie snułam nic nie znaczących
wizji. Nasze pierwsze spotkanie było przypadkiem. Nasze pierwsze
„cześć” było przypadkiem. Pierwsze spojrzenie w oczy było
przypadkiem. My również nim byliśmy. Nie lubiliśmy się.
Toczyliśmy ze sobą walkę. Motywowaliśmy się wzajemnie, nie chcąc
się do tego przyznać. Byliśmy uparci. Nie chcieliśmy odpuścić.
Rywalizowaliśmy ze sobą. Doprowadzaliśmy do szału ludzi dookoła
nas. Nikt nie mógł przemówić nam do rozsądku. Byliśmy młodzi.
I ambitni. Zbyt dumni, by pokazać, że byliśmy również słabi.
Słyszeliśmy podniesione głosy innych. Sami kłóciliśmy się
średnio dziesięć razy dziennie. Słyszeliśmy swój płacz.
Słyszeliśmy swoje krzyki. Widzieliśmy swoją frustrację.
Irytowaliśmy się, robiliśmy sobie na złość. Byliśmy przekorni.
Nie potrafiliśmy się zrozumieć. Nie potrafiliśmy normalnie ze
sobą rozmawiać. Nie umieliśmy przyznać się do błędów.
Zaciskaliśmy zęby. Szliśmy dalej, ramię w ramię. Byliśmy razem,
jednocześnie będąc osobno. Byliśmy blisko siebie, jednocześnie
byliśmy oddaleni o setki kilometrów. Przypadek… Kiedy to się
skończyło? A kiedy tak naprawdę zaczęło? Przypadkiem tęskniliśmy
za sobą, od momentu, gdy przypadkowo musnęliśmy się dłonią.
Przypadkiem odtwarzaliśmy naszą bliskość. Przypadkiem chcieliśmy
ją zatrzymać. Przypadek był zamętem. Przypadek był chaosem.
Przypadek był zamieszaniem. Przypadkowo nadaliśmy sobie sens.
Przypadkowo traciliśmy oddech. Szukaliśmy się? Czekaliśmy na
siebie? Może wszystko było po coś? Może…? A może nasze
spotkanie wcale nie było przypadkiem?
***
Witam!
Bo dawno nie pisałam o skokach, a o Norwegach to już w ogóle 🙈
sobota, 27 lutego 2021
Prolog
Subskrybuj:
Posty (Atom)